Niezwykła historia zwykłej koszulki
T-shirt to chyba najbardziej rozpowszechniony dziś na świecie element garderoby. Noszą go wszyscy wszędzie i na każdą okazję. Na sportowo, na elegancko, w tropikach i na biegunach. W dzień i w nocy. Poznajmy dziś jego historię.
Bielizna, która wyszła na zewnątrz
Mało kto wie, że dzisiejsze T-shirty to dawny element bielizny, wkładany tak jak dzisiejsze biustonosze, majtki i podkoszulki. I uwaga! Wcale nie przypominał naszych dzisiejszych koszulek, a raczej coś w rodzaju… śpiochów dla dorosłych – zapinane na guziki, wełniane wdzianko z długim rękawem i nogawkami. Jako element bielizny, nie oglądały – jak się łatwo domyślić – światła dziennego. Mimo wszystko, z czasem ewoluowały do bardziej wygodnego, dwuczęściowego zestawu: spodnie w typie znanych dzisiaj kalesonów oraz koszulka (nadal z długim rękawem). W takiej właśnie formie górna część „pokazała się” publicznie pod koniec XIX wieku jako część stroju marynarzy. Jakiś czas później, zapewne ze względu na potrzebę większej wygody, zbyt ciepłą wełnę zastąpiła przewiewna bawełna, dekolt obszyto lamówką, a rękawy skrócono tworząc charakterystyczny kształt litery T, od którego wzięła się dzisiejsza międzynarodowa nazwa. Pierwotnie była to koszulka o nazwie T-type (typ T), produkowana nie tylko dla marynarzy, ale i całego wojska.
T-shirt jako nośnik reklamowy
Prawdziwy światowy rozgłos dali T-shirtowi słynni amerykańscy aktorzy Marlon Brando, który nosił go w filmie „Dziki” (1950) do skórzanej czarnej ramoneski, oraz James Dean, który wystąpił w białym T-shircie w kultowym „Buntowniku bez powodu” (1955). Nie trzeba chyba nikomu przypominać, że obaj artyści to ówczesne ikony stylu, seksapilu i męskie wzorce urody. Nic dziwnego, że od tamtej pory kariera T-shirtu potoczyła się jak szalona.
Oczywiście, nie możemy zapomnieć o kobietach. Pierwsze T-shirty noszone przez panie również rozpowszechnił świat filmu, tyle że nieco później. Jako pierwsza nosiła je Jean Seaberg w nowofalowym filmie „Do utraty tchu” (1960).
Koszulka z nadrukiem
T-shirt był wykorzystany w 1948 roku w kampanii wyborczej Thomasa Deweya na prezydenta USA jako… nośnik reklam. Na białych koszulkach drukowano slogany promocyjne zachęcające wyborców do głosowania na Deweya. Pomysł okazał się evergreenem, a T-shirty jako nośnik różnego rodzaju przesłań, przekazów, haseł, grafik, a nawet zdjęć i obrazów to dziś modowa norma i nie ma nie tylko sieciówek, ale też szanujących się domów mody, które by co sezon nie oferowały coraz to nowych wzorów. Bo T-shirt to dziś podstawa garderoby na całym świecie i jej najbardziej egalitarna część.
Noszą je ludzie na wszystkich kontynentach, niezależnie od wieku, płci, wyznania i szerokości geograficznej. Noszą T-shirty białe, kolorowe, z nadrukami i bez. Noszą je do spodni, spódnic, szortów, samodzielnie albo pod koszule, swetry, marynarki czy kurtki. Noszą je na co dzień i od święta. Bo nie ma chyba części garderoby tak łatwej do komponowania z czymkolwiek, co przyjdzie nam do głowy, jak właśnie T-shirt. To coś, co pokochał cały świat. Niech żyje T-shirt!